Prace nad nią nie są zbyt intensywne i póki co nie można powiedzieć o niej zbyt wielu konkretów. Jednak to, co powoli się wychodzi na światło dzienne, nie może napawać optymizmem kredytobiorców. Mowa o tzw. ustawie frankowej, która ma systemowo uregulować relacje między bankami i klientami posiadającymi kredyty hipoteczne w CHF. Dlaczego ustawa frankowa jest niebezpieczna dla konsumentów? Bo mówiąc najkrócej, godzi w ich interesy, a w zamian maksymalnie zabezpiecza interesy sektora finansowego.
Ustawa frankowa to nie jest nowy temat. Kwestia ta pojawia się od kilku lat. W ostatnich tygodniach znów jest o niej głośniej.
Ustawa szyta pod banki
Oszczędne informacje, które docierają z Ministerstwa Finansów, Komisji Nadzoru Bankowego czy Związku Banku Polskich, na pierwszy rzut oka nie zwiastują nic dramatycznego dla frankowiczów. Gdy im się jednak lepiej przyjrzeć z perspektywy konsumenta, trudno znaleźć coś dobrego. Rozwiązania, które są postulowane, mają przede wszystkim uprościć proces zawierania ugód z bankiem, poprawić ich warunki dla klientów, a przede wszystkim zobowiązać banki do złożenia propozycji ugodowej swoim wszystkim klientom, którzy mają kredyt hipoteczny w CHF. Kredytobiorca nadal ma mieć możliwość pozywania banku i dążenia do unieważnienia umowy, a po tym występować o odszkodowanie. W tym miejscu pojawia się jednak potencjalna pułapka na frankowiczów. Chodzi o propozycję obłożenia wysokim podatkiem, być może nawet w wysokości 100%, tego, co uda się wyegzekwować od banku. Gdyby stało się to obowiązującym prawem, sądowa walka o swoje straciłaby sens.
W takiej sytuacji to, co może przerażać klientów, dla sektora bankowego staje się niezwykle kuszącą perspektywą. Po pierwsze, przy przyjęciu ustawy w takim kształcie, banki zatrzymałyby przy sobie frankowiczów. Zawierając ugodę, jedynie nieznacznie zmieniłyby warunki umowy, ale zachowałyby – nieraz na długie lata – płynące z niej profity. Po drugie, pozbywając się ryzyka przegranych w sądzie z klientami, uwolniłyby ogromne rezerwy finansowe. Teraz banki, świadome powagi sytuacji, skali dotychczasowych przegranych z frankowiczami i konieczności wypłaty im odszkodowań, powiększają poduszkę, z której należałoby je pokryć. Na koniec 2022 r. rezerwy te wynosiły ok. 10 mld zł, w tym roku są zwiększane.
Ugodzie mówimy „nie”!
W tym miejscu warto poświęcić chwilę na zastanowienie się, czym jest ugoda. Na wstępnie należy wyraźnie powiedzieć, że dla frankowicza to zła opcja. Przy ugodzie klient nie odnosi korzyści takich, jakie daje unieważnienie umowy kredytowej denominowanej albo indeksowanej do franka szwajcarskiego. Zawierając ją, nie uwalniamy się od kredytu. Na jej mocy następuje jedynie zmiana jego warunków, oprocentowania itp., ale zobowiązanie finansowe jako takie pozostaje. Kredyt zaciągnięty w CHF zostaje przewalutowany i rozliczany w taki sposób, jakby od początku był kredytem złotówkowym. Kluczowym jest to, że nie spłacamy wyłącznie pożyczonego kapitału, co jest możliwe przy unieważnieniu. Nie otwieramy sobie również drogi do wystąpienia z roszczeniami wobec banku, nie odzyskujemy odsetek, prowizji czy opłat, nie wywalczymy żadnego odszkodowania.
Coraz więcej klientów uzmysławia sobie, że ustawa frankowa może okazać się dla nich bardzo niekorzystna. Z kolei bankom pozwoliłaby uniknąć odpowiedzialności za swoją zachłanność i nielegalne praktyki, które przez lata powszechnie stosowały. W tym miejscu dają o sobie znać kalkulacje polityczne. Słychać bowiem opinie, że ustawa zostanie uchwalona dopiero po zaplanowanych na jesień wyborach do Sejmu i Senatu. Politycy obawiają się, że mogliby stracić głosy tych, w których ustawowe przepisy uderzą. Wolą zatem przeczekać i nie nastawiać przeciw sobie frankowiczów, którzy pójdą do urn.
Co powinni zrobić frankowicze?
Bazując na aktualnie obowiązujących przepisach, osoby, które mają kredyt hipoteczny w szwajcarskiej walucie, mogą wybrać jedno z trzech rozwiązań. Pierwszym jest opcja „bierna”, czyli kontynuowanie umowy na warunkach, na jakich przed laty została zawarta. To zdecydowanie złe rozwiązanie. Druga ewentualność, równie zła, to pójście na ugodę i lekka modyfikacja warunków. Jest to tylko pozorna korzyść, bo toksyczne i drenujące portfel zobowiązanie nadal wiążę kredytobiorcę z bankiem. No i w końcu trzecia, najlepsza, ewentualność – unieważnienie umowy.
Pora liczyć zyski
Kiedy do niej dojdzie, a tak właśnie sądy orzekają w niemal każdej tego rodzaju sprawie, klient musi zwrócić bankowi jedynie pożyczony kapitał. Następnie ex-frankowicz staje przed szansą odniesienia sporych korzyści. Może m.in. wystąpić z roszczeniami i odzyskać środki, które wpłacił jako odsetki, prowizje, opłaty przygotowawcze czy ubezpieczenie. Są to niebagatelne kwoty, które mogą sięgnąć nawet 150 tys. zł. Na tym nie koniec, bo można także dochodzić zapłaty za bezprawne korzystanie przez instytucję finansową z pieniędzy, które ściągnęła od kredytobiorcy jako kredytowe raty. Płacą je, nie mogliśmy dysponować tymi pieniędzmi, a ich wartość z czasem mocno spadła.
Dlatego najrozsądniej jest zwrócić się o wsparcie do profesjonalnej kancelarii prawnej. Doświadczeni specjaliści przeanalizują naszą umowę i wyznaczą optymalny sposób postępowania, który doprowadzi nas do korzystnego finału.